- Po raz kolejny przeceniłam swoje możliwości i podjęłam się walki z
kimś z kim miałam nikłe szanse wygrać i znów wyzionęłam ducha podczas
potyczki – odparłam w zamyśleniu wkładając sztylet, którym przed chwilą
pozbawiłam życia człeko podobną hybrydę – Ci z Olimpu naprawdę coś do
mnie mają bo zaproponowali mi ”prace” polegającą na pomocy bogom czyli
bycie na ich posyłki i tym podobne.
- Więc jak to możliwe że jesteś tutaj? – spytałam.
- Nie wiem, właśnie miałam lecieć coś załatwić dla Afrodyty, która
ostatnio często korzysta z moich usług gdy przeniosłam się tutaj, a
potem spotkałam Ciebie.
- No dobrze to może porozmawiamy potem bo na razie toczymy walkę o
nasze tereny. - poszłam w stronę chłopaków.
- Aoime, ktoś Cię zranił.? – zapytał Brisinger.
- Tak… Ale to tylko drobnostka.
- Pozwól, że ja to ocenię.
Chwycił moją rękę, nawet nie zdążyłam zaprotestować.
- Oho… Ładna rana. – stwierdził
- Nie jest chyba aż tak źle.
- Ty się słyszysz? Ona ma z 20 cm! Nie ruszaj się. - dotknął dłonią mojej rany, a ja czułam wspaniałe ciepło, które wypełniało moją skórę, a potem zniknęła.
- Dzięki. - wykrztusiłam.
- Ruszamy dalej? – Spytał Alex.
- Tak. – odparłam.
Póki co, robiło się ciemno, a im burczało w brzuchach, poza tym, byłam strasznie zmęczona. Trzeba nam było odpoczynku, a może nawet i snu.
- A tej co? - spytał basior ogina.
- Woli samotność.
Mruknął coś i poszliśmy dalej, cały ekosystem tego miejsca wprawiał mnie w zachwyt. Roślinność, która tutaj była... Niespotykana nigdzie indziej. Nie miałam jednak dużo czasu na podziwianie. Brisinger co rusz zrywał jakieś zielsko i pchał do torby. Zaszliśmy nad niewielki strumyk. Wprawdzie nie miałam pewności, że woda jest zdatna do picia, ale nawet ta zdaje się do picia.
- Ma ktoś ze sobą jakiś bukłak albo butelkę? - spytałam.
- No... Ja mam, ale z eliksirem z mięty rdzawej.
- To co robimy?
Myśl, Ao, myśl. W co jeszcze można nabrać wody?
- A gdyby tak, założyć tu obóz? Zjecie coś, napijemy się, prześpimy i ruszamy dalej? - zaproponowałam.
- Świetny pomysł. - odpowiedział Alex.
W zbieraniu materiałów przeszkodził nam Mins, który wpadł cały pokiereszowany, a potem dyskutował z Brisingerem. Nie przysłuchiwałam się rozmowie, cały czas myślałam, jak zebrać materiały. W końcu Mins gdzieś sobie poszedł, a z krzaków wyszła Demira.
- Zostaniesz z nami? - zaproponowałam jej.
- Pewnie. - ucieszyła się.
A więc chodź, pozbieramy trochę materiałów na obóz. - i weszłyśmy w las.
- Czego potrzebujemy? - spytała.
- Jedzenia, chłopaki załatwią drewno i takie tam.
<Demira, wilczku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz