Słońce zmierzało ku horyzontowi, sowy zaczęły pohukiwać, a jesienne kwiaty, targane lekką bryzą wydawały cudowną woń.
Postanowiłam się wymknąć, nikt nie zauważył, gdy bezszelestnie wybiegłam z jaskini. Gdzie biegłam? Zdaje mi się, że do podziemnej jaskini, tam, gdzie było Przejście.
Słychać było wilgowrony, a ich śpiew przypominał tłuczone szkło. Uch. Wbiegłam do Podziemi, lecz zamiast udać się na prawo - do portalu, pobiegłam na lewo. Korytarz był niski i rozległy. Czasem obijałam się o jakiś stalaktyt.
Dotarłam do jeziora. Brzeg skuty był lodem. Zachwycona widokiem podeszłam bliżej do tego rzesz magicznego źródełka i dotknęłam wody. Rozeszła po mnie fala szczęścia, było to... wspaniałe. Postanowiłam po krótkim namyśle że wejdę głębiej. Zanurzyłam się w czystej toni, czułam się taka wolna. Ryby, które tam egzystowały, muskały moje ciało, jak gdyby chciały mnie wygonić. Machnęłam w ich kierunku łapą, spłoszyły się, jednak po chwili zawróciły już bez muskania. Grzeczne.
Oddychałam powoli i głęboko. Świeże, wilgotne powietrze okalało nozdrza.
Im głębiej, tym zimniej. To oczywiste. Krystaliczna woda podrażniała moje nerwy, jednak po chwili łagodziła wszystko. Miałam ochotę zasnąć, było tu tak harmonijnie. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w miarowy dźwięk tego miejsca. Słyszałam jak woda skapuje na skały.
Wyszłam na brzeg. Zaśnięcie w wodzie nie skończyłoby się dobrze.
Otrzepałam się z wody, wyglądałam jak zmokły bażant. Fascynujące.
Blask w jeziorze, ta poświata.... Było w niej coś, co uzależnia. Wpatrując się w nią, zapominało się o wszystkim. Nawet nie zauważyłam, gdy moje powieki zaczęły się robić ciężkie. W końcu opadły bezwładnie, a mnie ogarnęła ciemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz