Stałem przy rzece … była szeroka na kilkanaście metrów. Byłem skupiony jakbym chciał użyć jakiegoś zaklęcia lub swojej magii. No tak … inny magiczny wilk mógłby się albo przeteleportować albo wyczarować kładkę ale ja? Ja nie miałem do tego żadnych predyspozycji, w magii do walki jestem mistrzem, ale magia praktyczna była mi zupełnie obca.
Brzeg był położony około metr ponad taflą wody. Było to spowodowane rwącym nurtem, który wyżłobił coś w rodzaju małego klifu wzdłuż pływu. „Oj dobra Scythe … to tylko rzeka, dasz radę” próbowałem się zmotywować, po czym zeskoczyłem prosto w szpony żywiołu. Od razu zostałem podtopiony przez fale a prąd pociągnął mnie za sobą. Myślałem, że będzie bardziej płytko. Dałem wodzie pociągnąć się na dół po czym odbiłem się tylnymi łapami od dna i wynurzyłem na powierzchnię by zaczerpnąć powietrza, jednak woda ponownie ściągnęła mnie pod powierzchnię i zaczęła obracać mną na wszystkie możliwe kierunki … miałem wrażenie, że odkryłem piątą stronę świata. Zaryłem pyskiem o kamieniste dno … było to bolesne przeżycie, ale dało mi to zarazem możliwość ponownego odbicia się od dna. Tym razem zadziałało to skuteczniej … jakby nie patrzeć. Obiłem się o pień przewróconego drzewa, które zapewne kiedyś się przewaliło i wpadło do rzeki. Złapałem się go kurczowo. Ufff … mogłem odetchnąć. Tak mi się wydawało przez kilka sekund. Pniak oderwał się od podłoża i popłynął razem z nurtem. Na szczęście w porę wspiąłem się na niego i wskoczyłem na brzeg. Położyłem się na trawie i leżałem przez kilka minut … może dłużej.
Wstałem i otrzepałem się z wody. Wyjąłem mapę. Była caluteńka mokra, ale na szczęście w jednym kawałku. Położyłem ją na jednej ze skał. Słońce świeciło jeszcze dość mocno, więc miała okazję żeby wyschnąć, a ja żeby odpocząć jeszcze chwilkę. „ale zaraz … nie mogę czekać tutaj niewiadomo ile, nie ma czasu do stracenia. Im szybciej dotrę do celu tym szybciej wrócę” – pomyślałem. Postanowiłem iść dalej, ale mapa dalej była mokra, więc położyłem ją sobie na plecach by móc ruszyć w dalszą wędrówkę. Ciężko było mi usadowić mapę w taki sposób, żeby nie spadła, ale w końcu mi się udało. Musiałem dopomóc sobie ogonem. Poszedłem według wyznaczonego wcześniej kierunku. Opuściłem teren watahy wody kierując się dalej na wschód. Znowu natrafiłem na las. „Gdy przez niego przejdę będę już na miejscu … teraz muszę się tylko nie zgubić” – Bułka z masłem … orientację w terenie mam niezawodną. Ponieważ moja mapa była już sucha mogłem ją zdjąć i schować powrotem. Tak też uczyniłem.
Idąc przez puszczę usłyszałem bardzo szybkie stukanie. To musi być dzięcioł, lekarz drzew. Udałem się w stronę hałasu. Skradałem się bardzo cicho, żeby go nie spłoszyć …. Mógłby pomyśleć, że jestem drapieżnikiem. Nie chciałem go zjadać … co mi po takim marnym posiłku?
-Hej, Ty! – Zwróciłem uwagę ptaka
-Co to? Kto to?- Dzięcioł zaprzestał dłubania w drzewie i rozejrzał się
-To ja. – Wyłoniłem się z krzaków.- Nie zrobię ci krzywdy.
-Czego tu szukasz? Wilki nie zapuszczają się w te tereny.- Wydawał się być wielce zdumiony … pewnie od lat nie widział tu żadnych wilków.- Lepiej stąd zmykaj! Tu aż roi się od lupusów.
-Hahaha.- Roześmiałem się lekceważąco.- Lupusów już nie ma. Wilki z doliny zabiły Magnusa, więc możecie czuć się bezpiecznie.
-Doprawdy?- Zamyślił się głęboko.- Faktycznie, ostatnio żadnego nie widziałem. –Jestem Maglor.- Dodał po chwili
-Witaj, jestem Scythe. Przejdźmy do rzeczy … jeśli nie jesteś zbytnio zajęty mam do ciebie prośbę.
- Do usług.- przeleciał na gałązkę która była bliżej mnie, po czym ukłonił niczym prawdziwy dżentelmen z lasu.
- Wspominałem o wilkach z doliny. Chodzi mi o krainę Forever Young … możesz nie znać tej nazwy, dopiero co została skolonizowana. Tak czy inaczej znajduje się na zachodzie. Leć tam jak najszybciej. Jeśli zauważysz jakiegoś wilka zapytaj o wilczycę imieniem Aoime. Gdy ją odszukasz powiedz jej, żeby się o mnie nie martwiła … że jakaś magiczna moc kazała mi udać się na wschód by zobaczyć co dzieje się w byłej wiosce lupusów. Powiedz także że to było bardzo spontaniczne, ale nie mogłem dłużej czekać.
- To wszystko?- Zapytał grzecznie.
-Tak.- Dzięcioł odleciał, a ja szybko pobiegłem w stronę mojego celu. W sumie nie musiałem go wysyłać … to nic dziwnego, że ktoś znika na 2-3 dni … mówię poważnie, tutejsze wilki robią tak często i bez ostrzeżenia. Miło jest tak zniknąć na jakiś czas i odpocząć od tej społeczności. Teraz poniekąd zacząłem rozumieć Mins’a. Gdy zaczęło się zciemniać położyłem się w krzakach pod drzewem z myślą „ Jutro dojdę do obozu, muszę się dowiedzieć co tam się wyprawia.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz