Spacer był no.. udany. Ale liczyłem ogólnie na coś więcej.
Kiche tylko kilka razy pocałowała, ale to leciutko jakby się bała ze to wszystko jest snem który zaraz pryśnie.. Nie, nie to nie jest sen...
Wracałem do jaskini, myślałem o tym komu dać status Alfy Światła... Przecież nie jestem takim aniołkiem do cholery! Nie mogę być Przywódcą tego rzesz wstrętnego 'żywiołu' jeśli Światło można nazwać żywiołem.
Szedłem jak bardzo (nie) grzeczny wilk kiedy przede mną pojawił się się w pełnej zbroi mężczyzna który trzymał tarcze i miecz, siedział na wielkim karym koniu. Na ramieniu miał jastrzębia który z hałasem wzbił się w powietrze. Popatrzyłem za nim,a później na jego właściciela który zszedł z konia.
Młodzieniec podszedł do mnie na wyciągnięcie ręki, jego oczy były czarne nie okazywały uczuć. Patrzyłem w nicość. Mój były dom...
-Witaj Shadow'ie. Mam na imię Ares. Bóg Krwawej Wojny, Agresji, Zniszczenia i Okrucieństwa. Stwórca kazał mi wybrać jednego z Alf tutaj zamieszkałych, stwierdziłem że są za słabe jak dla mnie ale ty, ty jak najbardziej do mnie pasujesz.- Posłał mi dość wymuszony uśmiech. - Jesteś teraz ze mną połączony magiczną więzią, ale nie będę o niej mówić bo to strata czasu i jest nudne.-Udał ziewnięcie. Ares coraz bardziej do mnie pasował. -Aha, mam do Ciebie zagadkę żebyś stał się człowiekiem no więc będziesz musiał wraz z innymi jakże stałymi Alfami stawić czoła zagadkom, kiedy jeden ze słabeuszy przegra, konsekwencje ponoszą wszyscy, ale ja wierzę w Ciebie że dasz radę.
-Ares wskoczył ponownie na koniach. -Jeśli będziesz chciał coś więcej, znajdziesz mnie u siebie w środku.-I zniknął. A ja zostałem sam w lesie z szokiem wypisanym na pysku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz