sobota, 21 września 2013

(Wataha Burzy) Od Accil

Obudziłam się wcześnie rano. Jeszcze nigdy nie czułam się tak bardzo nieobecna i otępiała. Rozejrzałam się po jaskini i chciałam wstać, ale Eulalia spała na moim boku. Położyłam głowę na podłodze i poleżałam tak jeszcze chwilę w bezruchu, potem delikatnie i powoli zdjęłam kruszynką ze mnie i położyłam niedaleko dogasającego ogniska. Jednym tchem zdmuchnęłam ostatnie płomienie i policzyłam wilki. Brakowało Daretha ... ten pewnie szlajał się gdzieś po lesie. Reszta grzecznie spała.

Rzuciłam okiem na całą grotę. Pod ścianą leżały wiklinowe gałązki i niedokończony koszyk. Widać było, że Eulalia napracowała się. Robiła to bardzo dokładnie i misternie. Stanęłam w progu jaskini, gdzie w promieniach porannego słońca suszyły się skóry dzików.
"Pierwszy dzień w nowym domu" Westchnęłam optymistycznie i lekkim krokiem ruszyłam przed siebie.
Skakałam w dół po spadzistych skałach aż zgrabnie wylądowałam na miękkiej trawie, u podnóża góry. Nasza grota była położona wysoko, więc chwilkę to zajęło. Na samym dole płynęła wartka rzeka, która zwała się Dopływem Tragedii. Toczyła się w stronę ogromnego, Kryształowego Jeziora. Po kilku minutach ospałego marszu byłam już u brzegu zbiornika. Bez wahania wskoczyłam do lodowatej wody. Była zamarznięta w niektórych miejscach. Jej chłód był przyjemnie chłodzący.  Żywioł pociągnął mnie na dno, gdzie zatracałam się w boskiej melancholii przez dłużą chwilę.
Gdy znowu zaczęłam trzeźwo myśleć, zdecydowanym ruchem odepchnęłam się od dna i wynurzyłam na powierzchnie. Zakasłałam kilka razy i otrzepałam się z wody. Przemoczona wyrwałam do lasu, gdzie odzyskałam spokój duszy.

Śnieg leżał Wszędzie. A na nim mnóstwo śladów zwierząt. "Może by tak zapolować?" Pomyślałam i z nosem przy ziemi zaczęłam szukać świeżych tropów. Natrafiłam na ślady królika sprzed około dwóch minut. Idealnie. 
Na początku biegłam za odbiciami łap, potem zwolniłam, a gdy byłam już bardzo blisko, zaczęłam się skradać. Ujrzałam białego, okazałego trusia. Był całkiem wyrośnięty. Rył w śniegu, prawdopodobnie w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Skoczyłam w jego kierunku, ale odbiłam się od czegoś twardego.
- Co do ... - wzburzam się, ale moim oczom ukazał się ... Dareth? - Co ty tu robisz- Krzyknęłam poirytowana. 
- Au, moja głowa.- Był lekko ogłuszony po zderzeniu.
Parsknęłam śmiechem i pogładziłam go po czerepie.
- Chodź, zapolujemy razem.- Uśmiechnęłam się i idąc wgłąb lasu machnęłam moją kitą przed jego nosem.
Ruszył za mną. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz