Love trochę się stresowała. Położyłam jej rękę na ramieniu.
- Nie obawiaj się tak. Nie chcę Cię skarcić.
Rozluźniła trochę barki.
- Chciałam Cię pochwalić. - posłała mi zdziwione spojrzenie. - Za to, że jesteś niezależna i z charakterkiem.
Uśmiechnęła się.
- Mam nadzieję, że nie muszę prawić ci morałów, że miłość jest zmienna i tak dalej, bo sama zdajesz sobie z tego sprawę. Życzę Wam szczęścia. - popukałam się paznokciem w wargę. - Jeszcze jedno, chciałabym pogadać z Alfą Ognia, umówiłabyś nas kiedyś?
- Jasne!
- To leć. - mruknęłam. - Wracaj co jakiś czas, meldując się, że żyjesz. - te słowa już wypowiedziałam z większym humorem.
Pokiwała głową i uścisnęła mnie mocno. Cóż, zaskoczyła mnie, więc stałam oszołomiona.
- Dziękuję jeszcze raz. - powiedziała serdecznie i wyskoczyła z jaskini.
Poszłam do siebie i założyłam wisiorek na szyję i poszłam na spacer.
Wszystko powoli wracało do życia. Schyliłam się do niewielkiego krokusa, który mienił się ametystowym odcieniem. Przyłożyłam rękę, i nie oderwałam jej, dopóki nie zmienił barwy na całkiem czarnego. Wtedy go zerwałam i wplotłam jakoś w materiałowy pasek sukienki. Ruszyłam dalej. Usłyszałam głuche dudnienie jakiegoś zwierza. Obejrzałam się, a za mną, dosłownie parę metrów znajdował się mamut. Poczułam, jak ktoś porywa mnie w locie i za moment leżałam na ziemi, przygnieciona obcym ciałem.
- Złaź ze mnie. - syknęłam.
Wstałam i strzepnęłam bród z sukienki.
- Kim jesteś? - warknęłam.
- Nazywam się Brisinger.
Ach, ten Brisinger. Chciałam mu podziękować, ale przejechałam dłonią po szyi, brakowało wisiorka. Mój wzrok padł na drogę, po której szarżował mamut. Leżał na ziemi i radośnie podskakiwał. Wyraźnie potrząsnęło nim trzy razy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz