Wypełzłam z wody i zaraz zepsuł mi się humor. Tak już ze mną było: w
wodzie szczęśliwa, na lądzie nieszczęśliwa. Ale niestety nie mogłam na
zawsze przemienić się w rybę. To było jedno z Świętych Praw. Nie możesz
przemieniać się na zawsze. Więc chcąc, nie chcąc byłam wilkiem i nim
miałam pozostać do końca. Do końca...
Kątem oka spojrzałam na wodę. A gdyby tak... zanurkować i już nigdy nie
wrócić? Dla świata byłoby lepiej beze mnie... Bez namysłu skoczyłam.
Woda mnie wynosiła, ale ja uparcie trzymałam się dna. Wcześniej nawet
nie wzięłam oddechu. Powoli traciłam świadomość... Zemdlałam.
Woda powoli mnie wynosiła, ale ja już nie stawiałam oporu. Nagle złapały
mnie czyjeś łapy i wyciągnęły na brzeg. Zakrztusiłam się i zaczęłam
kaszleć. Już miałam spojrzeć wściekle na delikwenta i powiedzieć, że
CHCIAŁAM umrzeć, gdy zobaczyłam kto tak właściwie mnie wyciągnął. Przede
mną siedział zmoczony, najpiękniejszy basior w moim życiu. Zakochałam
się od razu i nie wydusiłam ani słówka. Ba, nawet monosylaby.
-Nie trzeba dziękować. Jestem James, a ty?
-Blue.-wykrztusiłam.
-Dużo się nałykałaś, co. Pogadamy potem. Możesz wstać?
Kiwnęłam głową i stanęłam.
-Może chciałabyś dołączyć do watahy?-zapytał obojętnie.
-Pewnie. Czemu nie?-odpowiedziałam sztucznie obojętnie. Zostałam przyjęta i uszczęśliwiona bliskością Jamesa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz