Siedziałam nieruchomo na głazie i wpatrywałam się w wodę, która skapywała z sufitu. To takie... nużące i bezmyślne.
- Aoime. - usłyszałam Meyrin. - Mam sprawę do obgadania.
- Coś się stało? - zapytałam. - Coś nie tak w watasze?
- Nie, wataha ma się świetnie. - odparła.
- A więc o co chodzi?
- Odchodzę. - oznajmiła rzeczowym tonem. - Wybacz, że tuż po tym, jak mnie ratowaliście was porzucam, ale drugiej takiej szansy nie dostanę.
- Szansy?
- Tak. - kiwnęła głową. - Nikt nie spotkał jej dwa razy... Oprócz mnie.
- Nie rozumiem o co ci chodzi.
- Nie mam czasu tłumaczyć. - odparła. - Muszę lecieć. Do zobaczenia... Kiedyś tam. Chyba Aurora zostanie Betą, skoro odchodzę, a co do Demiry. Powiedz jej, że radzi sobie świetnie i opanowała walkę lepiej od większości wilków jakie spotkałam. I jeszcze jedno... Jeśli kiedykolwiek będziecie naprawdę mnie potrzebować. - zerwała z szyi łańcuszek z maleńkim, lazurowym. dzwoneczkiem - Zadzwoń tym 3 razy i postaram się przybyć, ale działa to tylko raz, więc nie zmarnuj tego nierozważnie.
Wręczyła mi dzwoneczek i odwróciła się, by odejść.
Kiwnęłam głową, włożyłam wisior do szkatułki i poszłam szukać Aurory. Zostało mi mało czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz