Wyszedłem na spacer. Wędrowałem około godziny gdy nagle usłyszałem jakiś dźwięk. Nie byłem pewny co to, jednak zdawało mi się że to płacz. Poszedłem w tamtą stronę. Ujrzałem zapłakaną dziewczynę. Podszedłem bliżej.
-Kim jesteś i co robisz w Watasze Ognia ?
-Ja... ja przybiegłam tu przypadkiem.
-Nic się nie dzieje przypadkiem.. Jestem Brisinger.
-Może ja już pójdę...
Dziewczyna wstała i zaczęła iść. Złapałem ją za rękę i odwróciłem.
-Zaczekaj. Nie wyganiam cię. Usłyszałem płacz i chciałbym wiedzieć dlaczego polałaś tyle ciepłych łez.
Dziewczyna zwiesiła smutno głowe.
-Tak w ogóle jestem Lovley Loyal... a co do tego płaczu... to długa historia.
Usiadła na okrytym śniegiem kamieniu i zaczęła opowiadać. Nie spuszczałem z niej wzroku. Kiedy skończyła, wstała i wtuliła się we mnie.
-Ja nie potrafię zapomnieć! Ciągle nachodzi mnie tylko więcej pytań..-wyłkała.
-Już dobrze- uspokajałem- nie ma powodu do łez. Było minęło. Musisz się z tym pogodzić.
Czekałem chwile aż się uspokoi.
-Masz śliczne fioletowe oczy, szkoda łez. Tylko się męczysz.- Uśmiechnąłem się.
-Naprawdę tak myślisz?-zarumieniła się
Przyłożyłem dłoń do jej zimnego czoła. Miała gorączkę.
-Chyba z nadmiaru emocji złapałaś gorączkę. Jak jest się medykiem od razu się to widzi. Chodź ze mną, w jaskini się ogrzejesz.
-Nie wiem czy powinnam... jestem z watahy mroku, a ty z ognia i... no wiesz nasze alfy nie za bardzo są w dobrych znajomościach...
-Nie martw się, nasza alfa Nammina ciepło cię przyjmie, szczególnie ,że się przeziębiłaś Lovley...
-Mów do mnie Love- Uśmiechnęła się.
-Dobrze Love. Ogrzejesz się, napijesz czegoś ciepłego, zjesz i rano wrócisz zdrowa do watahy.
-Dziękuję ,że jesteś taki miły...
-Heh, zwykle jestem bardziej szalony... ale dla ciebie zrobię wyjątek.
Zaprowadziłem ją do jaskini, gdy podbiegł do nas Kondrar i powiedział:
-Oszalałeś?! To wadera mroku! Nie pamiętasz jak wilki mroku potraktowały naszą poprzednią alfę?! Wiesz ty co możesz na nas sprowadzić?!
-Kondrakar daj spokój. Oczywiście, że oszalałem. Zawsze byłem i będę szalony. Taka moja natura, a ta miła wadera przeziębiona i rozpłakana przybiegła na nasze tereny. Nie mogłem jej samej tak zostawić.
Zamieniliśmy się w wilki. Czarna wadera podążała za mną. Zabrałem ją do naszej alfy. Na szczęście miała wolną chwilę. Wytłumaczyłem jej całe zajście. Zaraz po tym jak skończyłem zniknęła w korytarzu i wróciła z herbatą.
-Jestem Nammina, alfa watahy ognia. Jesteś tu zawsze mile widziana.- Uśmiechnęła się.
W pomieszczeniu rozległo się ciche kichnięcie. Love rozlała całą herbatę.
-Naprawdę jesteś przeziębiona.-powiedziałem
-Nic nie szkodzi. przyniosę drugą.
Zostaliśmy sami. Poszliśmy do mojego "małego miejsca na ziemi".
-Proszę. Połóż się na moim posłaniu.- powiedziałem cicho.
Wróciła Nammina z drugą porcją herbaty.
-Pij na zdrowie. Spokojnie herbatą ziołową się nie otrujesz.- Zaśmiała się cicho i wręczyła Love napar ziołowy.
Czarna wadera wypiła ją jednym duszkiem. Widać było że czuje się lepiej.
-Dziękuje wam za pomoc.
Nammina wyszła. Love wtuliła się w moje futro i szybko zasnęła. Nie chciałem jej opuszczać. Nie teraz. Nie chciałem by została sama choć na chwilę. Zasnąłem obok niej. Obudziłem się następnego ranka. Love już nie spała.
-Dzień dobry- powiedziała.
-Witaj-Odrzekłem zaspanym głosem.- Długo już nie śpisz?
-Jakąś godzinę.
Podniosłem swoje cielsko z posłania, i zmieniłem się w człowieka.
-Daj mi chwilę. Ogarnę się i możemy ruszać.
-Właściwie... Ja nie wiem czy chcę wracać. Tutaj z tobą i Namminą jest mi dobrze. Lepiej niż z Aoime.
-Jesteś pewna co do swojej decyzji ?
-No właśnie jeszcze nie wiem. Czuję, że muszę to jeszcze przemyśleć. Mogłabym tu zostać do tego czasu?
-Oczywiście
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz