Pogrążyłam się w myślach. Myślałam o tym co usłyszałam zanim zdecydowałam się udać do Watahy Mroku.
"Wataha jest rodziną. Nawet czymś więcej. Między jej członkami rodzą się
 więzi, troche jak między rodzeństwem - wyklinacie się, przezywacie, 
bijecie, ale każdej innej osobie, która to zrobi jesteś gotowa wyrwać 
nogi z...."
Ledwo pamiętałam kto mi to powiedział. Ale jednak pamiętałam i to bolało
 najbardziej. Zignorowałam kłujące uczucie. Ignorować ból nauczyłam się 
jako dziecko...
Moje myśli powędrowały do Elnann. Śmieszne, dość szybko rozgryzłam jej 
moc. Co jak co, ale spostrzegawcza nie staram się być. Poprostu nie chcę
 dostrzegać niektórych rzeczy u ludzi. Śmiecie.
Jednak przy Elnann szybko udało mi się podświadomie obrać odpowiednią 
strategię - myśleć jakbym nie była sobą. Nie byłam pewna czy podziałało,
 aż do momentu kiedy zaczęła mówić o tym "jak ja ją postrzegam". Nie 
rozumiałam tego, ale muszę przyznać, że była pierwszą osobą, która 
wzbudziła u mnie coś w rodzaju respektu. Czułam, że jej też nie było 
łatwo...
"Ha!Powodzenia Wrono!" przeszło mi przez głowę.
Do Watahy Mroku doszłam szybko. Zbyt szybko. Patrzyłam teraz na wejście do Jaskini Zagubionych Dusz.
"Dom..." ta myśl została zignorowana.
Kiedy stanęłam na środku Jaskini poczułam na sobie czyjeś spojrzenie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz