piątek, 20 września 2013

(Wataha Mroku) od Meyrin

Stałam jak skamieniała, patrząc się na nią, a ona zapytała:
 - Co ty tu robisz?
Podeszłam do niej zdziwiona.
 - Co ty tu robisz? - Poprawiłam ją.
 - Chwilowo im pomagam - odparła. - Ale potem ruszam dalej w drogę.
 - I rozumiem, że zamierzasz ich porzucić bez słowa, tak jak mnie i każdego innego? - Spytałam.
 - Zawsze tak robię - wzruszyła ramionami. - Gdy uzyskam to co chcę to odchodzę.
 - Coś mi się wydaje, że tym razem nie odejdziesz od tak.
Uniosłam delikatnie rękę, przygotowując się do użycia mocy.
 - Nie tutaj - fuknęła cicho. - Wystraszysz ich, a raczej nie strasz ich jeszcze bardziej. Jak sądzisz, jak potraktują dziewczynę o dziwnie białych włosach i oczach o niespotykanej barwie, która pojawia się znikąd.
 - A jak potraktowali dziewczynę o niebieskich włosach? - Odparłam. - Nie tak źle, jak widać. A teraz mogę poznać cel, dla którego się tutaj pojawiłaś?
 - Szukałam pewnego zwoju - powiedziała niechętnie. - Wiesz... Robota. Tajna.
Wiedziałam o tym, ale nie zamierzałam jej i tak puścić bez słowa wyjaśnień.
 - To co powiesz na to, by - zawiesiłam głos, by spojrzała na mnie z zainteresowaniem, a potem z tajemniczym uśmiechem dodałam. - Towarzyszyła ci partnerka z doświadczeniem w tym zawodzie.
 - Kuszące - odpowiedziała. - Ale słyszałam, że już się osiedliłaś. Wataha, rodzina, szczeniory - prychnęła.
 - Zostałam Betą w Watasze - przyznałam. - Ale rodziny nie mam. Mam tam, jednak uczennicę Demirę i niezłą Alfę oraz moją zastępczynię Gammę Aurorę, ale na tym kończą się moje kontakty z nią.
 - Czyli nic cię tam nie trzyma? - Zapytała.
Zawahałam się chwilę, po czym spokojnym głosem powiedziałam:
 - Nic.
 - A więc witaj w klubie...
 - Lou - powiedziałam. - A twoje imię tutaj to...?
 - Louise - odparła. - To dziś może pójdziemy na piwko przyjaciółeczko?
 - Daruj sobie spokój Sin... - Zaczęłam.
 - Louise - poprawiła cicho.
 - Spotkamy się za dwie godziny... 5 km na zachód stąd, okej? Przekażę tylko, że odchodzę z Watahy.
 - Okey - powiedziała, ale po chwili dodała. - Ale jeśli się spóźnisz to wyruszę bez ciebie.
 - Nie spóźnię się - odparłam. - To ty zawsze się spóźniasz, a nie ja.
Szybkim sprintem oddaliłam się od siedziby ludzkiej i w miejscu w którym nie mógł mnie nikt już z nich zobaczyć rozwinęłam czarne skrzydła, które wcześniej okryłam niewidzialnością.
Po kilku minutach lotu o rekordowej prędkości byłam już w watasze. Następne kilka minut zajęło mi odnalezienie Alfy. Razem około 20 minut minęło z 2 godzin, by tam wrócić.
 - Aoime - powiedziałam. - Mam sprawę do obgadania.
 - Coś się stało? - Zapytała. - Coś nie tak w watasze?
 - Nie, wataha ma się świetnie - zaprzeczyłam.
 - A więc o co chodzi? - Spytała raz jeszcze.
 - Odchodzę - powiedziałam. - Wybacz, że tuż po tym jak mnie ratowaliście was porzucam, ale drugiej takiej szansy nie dostanę.
 - Szansy? - Nie rozumiała o co mi chodzi.
 - Tak - kiwnęłam w roztargnieniu głową. - Nikt nie spotkał jej dwa razy... Oprócz mnie.
 - Nie rozumiem o co ci chodzi - powiedziała.
 - Nie mam czasu tłumaczyć - odparłam bez tchu. - Muszę lecieć. Do zobaczenia... Kiedyś tam. Chyba Aurora zostanie Betą, skoro odchodzę, a co do Demiry. Powiedz, jej, że radzi sobie świetnie i opanowała walkę lepiej od większości wilków jakie spotkałam. I jeszcze jedno... Jeśli kiedykolwiek będziecie naprawdę mnie potrzebować. - Zerwałam z szyi naszyjnik z malutkim dzwoneczkiem. - Zadzwoń tym 3 razy i postaram się przybyć, ale działa to tylko raz, więc nie zmarnuj tego nierozważnie.
Włożyłam jej do ręki dzwoneczek i odwróciłam się, a potem odleciałam daleko w swoją stronę.
 ***
Gdy dotarłam na miejsce, nie było jeszcze tam jej. Spojrzałam w górę, zastanawiając się czy dobrze postąpiłam. Jakby co to zawsze mogłam wrócić do Forever Young, więc chyba dobrze, że nie zmarnowałam tej okazji. Chyba.
 - Ooo.. Już jesteś? - Usłyszałam jej zdziwiony głos za moimi plecami.
 - Spóźniłaś się dwie minuty - oznajmiłam. - Jak zwykle.
 - Przecież bohaterzy zawsze się spóźniają - zażartowała.
 - Idziemy? - Zapytałam.
 - Idziemy - potwierdziła. - Czeka nas następne zadanie.
 - Jakie jeśli można wiedzieć? - Spytałam wstając z kamienia.
 - Musimy zdobyć pewną broń - powiedziała. - Klient wyjaśni więcej przy spotkaniu.
 - Czyli liczy się dyskrecja? - Zgadłam.
 - Zawsze liczy się dyskrecja - potwierdziła. - Ale ty powinnaś wiedzieć to najlepiej.
Zamieniłyśmy się w wilki i wspólnie zaczęłyśmy przemierzać niebo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz