niedziela, 22 września 2013

(Wataha Mroku) od Lovley Loyal


Bałam się... naprawdę bałam...
Bałam się samej siebie...
Moje ostatnie chwile życia były jak wieczna tułaczka ze złem...
Robiłam rzeczy , o których w życiu mi się nie śniło!
Bez powodu atakowałam, nie mogłam się opanować, ciągle coś szło nie po mojej myśli chodźby.... to ,że Mins jest z Emili nie ze mną... ile wytrzymaliśmy? Jakiś rok może mniej... Gdyby Emili się w nim nie zakochała może sprawy potoczyłyby się inaczej? Ach... kto wie, czasu już i tak nie cofnę...
Zostało mi tylko szukać nowego partnera... ale czy ktokolwiek będzie w stanie prawdziwie mnie pokochać?
Za dużo pytań na jedną głowę.
Zamieniłam się w człowieka i zapłakana wybiegłam z jaskini przed siebie.
Moje gołe stopy czuły chłodny śnieg, mimo zimy słońce świeciło i lekko grzało w plecy.
Pobiegłam poza teren watahy, starałam się powstrzymać łzy i zapomnieć o Minsie, ale im więcej minut mijało.... tym bardziej za nim tęskniłam...
Smutna położyłam się pod jakimś wulkanem... chyba dotarłam na teren watahy ognia.
Po 2 minutach rozpłakałam się mocniej. Minsa chyba nie zapomnę... nie potrafię...
Nagle usłyszałam kroki otarłam łzy i się odwróciłam.
Przede mną stał chłopak. Wyglądał na 18 latka. Miał pomarańczowe włosy i szarą bluzę z czaszką.
Patrzył w moje szkliste oczy i z zaciekawieniem podszedł bliżej mnie.
- Kim jesteś i co robisz w watasze ognia?
- Ja... ja przybiegłam tu przypadkiem...
- Nic się nie dzieje przypadkiem... Jestem Brisinger. - chłopak włożył ręce do kieszeni bluzy i z uśmiechem na mnie patrzył.
- Może ja już pójdę...- wstałam odwracając wzrok od niego i miałam iść ,ale złapał mnie za rękę i powiedział:
- Zaczekaj, nie wyganiam cię. Usłyszałem płacz i chciałbym wiedzieć dlaczego polałaś tyle ciepłych łez.- gdy to powiedział spojrzałam mu smutno w oczy, po czym na roztopiony śnieg.
- Tak w ogóle jestem Lovley Loyal... a co do mego płaczu... to długa historia.- siadłam i zaczęłam mu opowiadać. Chłopak nie spuszczał ze mnie wzroku, słuchał uważnie. Gdy skończyłam mówić wstałam i rozpłakana wtuliłam się w niego.
- Ja nie potrafię zapomnieć! Ciągle nachodzi tylko więcej pytań...- mówiłam szlochając.
-Już dobrze, nie ma powodu do łez. Było minęło, musisz się z tym pogodzić.-
Brisinger masował mi plecy, gdy przestałam płakać ponownie spojrzał w moje oczy.
- Masz śliczne fioletowe oczy, szkoda łez, tylko się męczysz.- dodał z uśmiechem
- Naprawdę tak myślisz...?- zarumieniłam się, on pokiwał głową ,że tak.
Przyłożył swoją ciepłą rękę do mojej głowy, mina mi się poprawiła.
- Chyba z nadmiaru emocji złapałaś gorączkę. Jak jest się medykiem od razu się to widzi. Chodź ze mną, w jaskini się ogrzejesz.
- Nie wiem czy powinnam... jestem z watahy mroku, a ty z ognia i... no wiesz
nasze alfy nie za bardzo są w dobrych znajomościach.......
- Nie martw się, nasza alfa Nammina ciepło cię przyjmie, szczególnie ,że się przeziębiłaś Lovley...
- Mów do mnie Love.- uśmiechnęłam się.
- Dobrze Love. Ogrzejesz się, napijesz czegoś ciepłego, zjesz i rano wrócisz zdrowa do watahy.- Brisinger uśmiechał się cały czas.
- Dziękuję ,że jesteś taki miły...
- Heh, zwykle jestem bardziej szalony... ale dla ciebie zrobię wyjątek.- powiedział i pociągnął mnie za rękę.
Poszliśmy do jaskini, podbiegł do nas jakiś czerwony wilk, od razu rozpoznał ,że jestem z mroku...
- Oszalałeś?! To wadera mroku! Nie pamiętasz jak wilki mroku potraktowały naszą poprzednią alfę?! Wiesz ty co możesz na nas sprowadzić?!- krzyczał jakiś czerwono żółty wilk.
-Kondrakar daj spokój. Oczywiście ,że oszalałem. Zawsze byłem i będę szalony. Taka moja natura, a ta miła wadera jest przeziębiona i rozpłakana przybiegła na nasze tereny. Nie mogłem jej samej tak zostawić.- popatrzył na mnie jakby zakochany. Zarumieniłam się od razu.
Zmieniliśmy się w wilki, Brisinger był zielono białym basiorem, przystojniak... zabrał mnie do alfy.
Wytłumaczył ,że się przeziębiłam i by przyniosła herbatę.
- Jestem Nammina, alfa watahy ognia. Jesteś tu zawsze mile widziana.- mówiła tak ciepło jak nigdy nie zwracała się do mnie Aoime.
Te wilki ognia muszą mieć dobrze...
- A Psik! – kichnęłam
- Ojć, naprawdę się przeziębiłaś.- powiedział Brisinger
-Połóż się na moim posłaniu, przyniosę gorącą herbatę.- powiedziała Nammina i poszła gdzieś.
Zostałam z Brisingerem .
Zarumieniłam się bardziej i uśmiechnęłam jak mnie przytulił by było mi cieplej.
Nammina wróciła z miską herbaty.
- Pij na zdrowie, nie martw się. Nie otrujesz się herbatą z ziół.- uśmiechała się Nammina.
Wypiłam herbatę, od razu było mi lepiej.
- Dziękuję wam za pomoc.- podziękowałam
Wtuliłam się w Brisingera i szybko zasnęłam.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz