Siedziałem z Meyrin na drzewie z cieniem uśmiechu na twarzy. Ciekawe, czy domyślała się co ją czeka po tym jak mnie spotkała. Nie wyglądała na zboczoną i beztroską, więc spodziewałem się, że nie raz i nie dwa się na mnie wkurzy.
- Coś się stało? - Zapytałem, widząc jej zamyślony wyraz twarzy.
Momentalnie powróciła do tej rzeczywistości i rozejrzała się wokół sprawdzając czy pościg wysłany za mną nas dogania.
- Można wiedzieć, dlaczego ścigają cię Valkyrie... W strojach
pokojówek? - Zapytała, a ja przybrałem zagadkową minę. - I dlaczego robią to w takich dziwnych
pozycjach?
- Ścigają mnie ponieważ zechciałem odejść z zamku, a robią to w takich
dziwnych pozycjach z tego powodu - wskazałem na worek z nieznaną dla niej zawartością. - Kiedy
mnie ścigali ukradkiem zabrałem ich bieliznę.
Na jej twarzy odbiły się mieszane uczucia.
- Aha... - Mimowolnie, może nawet tego nie zauważając odsunęła się ode mnie,jakbym miał właśnie jej za chwilę zabrać bieliznę, ale nie wiedziała, że gdybym zechciał to bym już to zrobił dawno, zresztą z chęcią to zrobię, ale kiedy będę miał na to czas.
Valkyrie wyłoniły się z leśnej gęstwiny i widząc nas gwałtownie zahamowały, a sukienki ich uniosły się w górę, na co ja zareagowałam uśmiechem, moja towarzyszka się odwróciła, bym nie widział jej miny, a moje prześladowczynie zareagowały krzykiem i upadły starając się zasłonić, ale i tak udało mi się nieco zobaczyć.
- Wyglądacie, jakbyście zwichnęły kostki - uśmiechnąłem się diabelsko. - Może wam je opatrzę.
Obdarzyły mnie przerażonym uśmiechem, który udzielił się nawet Meyrin.
- A może szukacie tego? -
Wyrzuciłem worek w stronę księżyca, który akurat był w pełni. Na tym pięknym tle zawirowały kobiece staniki i majtki, a one krzyknęły jeszcze głośniej zdesperowane nie mogąc nawet rzucić się, by je złapać.
Meyrin zeskoczyła z drzewa, a ja podążyłem jej śladem i zarządziłem:
- Uciekamy! Minie trochę czasu, nim się zbiorą.
- Taaak - powiedziała z ociąganiem. - Ale masz takich sztuczek nie robić na mnie.
Oczywiście, że nie odpowiedziałem, iż nie zamierzam tego robić, ponieważ zamierzałem wykorzystać moje umiejętności nie jeden raz w tym celu.; Chcąc nie chcąc moje kąciki ust uniosły się w szelmowskim uśmieszku.
- Zobaczymy - puściłem jej oczko. - Dobrze, że wziąłem trochę zapasowych koszulek oraz innych ubrań.
- Ja też - kiwnęła głową.
Nagle jeden z jej wisiorków rozbłysł, a ona ukradkiem westchnęła.
- Wygląda na to, że mnie gdzieś potrzebują - stwierdziła. - Za około
dziesięć sekund powinna nastąpić teleportacja. No to mamy drogę
ucieczki. To moja wataha, a raczej pewnie jej Alfa. Idziesz ze mną?
- Kuszące - odparłem. - Zwłaszcza, że one sobie nie odpuszczą pościgu za
mną, a ciągłe ściąganie tej samej bielizny może być nudne.
Zgorszenie przez chwilę odbiło się na jej twarzy, ale dosyć zręcznie i szybko je zamaskowała.
Chwyciła nas za rękę, a portal nas pochłonął.
...
...
Trafiliśmy do dosyć dziwnej scenerii. Mamut. Identyczny wisior na ziemi do tego co rozbłysł. Jakiś basior z innego żywiołu. I wadera z Mroku, a ja trzymałem rękę próbującej się wyrwać z mojego uścisku ręki.
- Co się stało? - Krzyknęła dziewczyna.
- A ty to kto? - Zapytała ona.
- Meyrin - powiedziała. - Trochę się zmieniło pod moją nieobecność.
- Witam piękną panią - podszedłem do zaskoczonej dziewczyny. - Jestem wiernym towarzyszem Meyrin
i moje imię brzmi Akatsuki.
- Nie mamy teraz na to czasu - warknęła Meyrin i go pociągnęła mnie na bok. -
Później sobie będziesz czarował dziewczyny, które i tak nazwą cię
szelmą, jak tylko ciebie lepiej poznają. Teraz musimy zająć się mamutem.
Rzuciliśmy się na mamuta.
- Hej, pomogę Wam! - Usłyszałem krzyk.
- Nie trzeba! - zagoniliśmy kłopotliwego zwierza w drugą stronę.
Dosyć szybko się z tym uporaliśmy, mimo, że wolałem nie przezywać mojego miecza. W końcu mało kto wie o tym, że jego posiadam. Podobnie Meyrin tym razem o dziwo przyzwała łuk zamiast jednej ze swoich broni palnych, skrótem mówiąc posłużyliśmy się pięściami i strzałami.
Aoime stała z Brisingrem twarzą w twarz, a ja chciałem coś się jej zapytać, ale Meyrin znowu mnie od niej odciągnęła ze słowami:
- Łapy przy sobie - niemalże warknęła.
- Zazdrosna? - Moją twarz ozdobił figlarny uśmiech.
Uniosłem w triumfalnym uśmiechem zielony stanik, a ona zrobiła się czerwona.
- Ale to nie koniec - zapewniłem ją i wtedy w moich rękach zmaterializowały się majtki.
- Ja... - Wykrztusiła, między wdechami. - Zajebie... Ciebie... Zboczeńcu.
Po kilku sekundach usłyszałem jej mruknięcie pod nosem wyraźnie nieadresowane do mnie.
- Kolejny Shadow.
Shadow... Kiedyś może to imię obiło mi się o uszy. W każdym razie wnioskując po jej tonie jest to ktoś warty uwagi. Może kolejny zboczeniec? Byłoby wyśmienicie. Pora rozwalić system tego normalnego miejsca, by można było otworzyć tutaj nowe wariatkowo.
Wadera ciągnęła mnie do jakieś groty na końcu korytarza i niemalże siłą mnie do niej wcisnęła.
- Nie rozglądaj się - zastrzegła.
- To twój pokój? - Zapytałem się jej z zainteresowaniem.
Jej wzrok spoczął na mojej ręce i na jej twarzy przemknął wyraz zirytowania. Błyskawicznie znalazła się przy mnie i wyrwała swoje majtki oraz stanik, a następnie chciała mnie walnąć z liścia, ale ja byłem szybszy... Z łatwością złapałem jej rękę i nacisnąłem pewien punkt w jej ciele. Sprawiający, że ktoś jest bardziej rozluźniony i napalony.
- Cooo? - Usłyszałem jej zdezorientowany jęk, widocznie moja umiejętność zaczęła na nią działać.
Ciekawe co się wydarzy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz