Szłam, a raczej wlokłam się półprzytomnie z głową pochyloną do dołu.
Nie mogłam jej dowlec, nie to, że była gruba, tylko byłam wycieńczona, a ona była obłożona wszelaką bronią. Z resztą, ja też/
- Witaj. - usłyszałam głos, który zdawał się dochodzić gdzieś z tyłu. Podniosłam lekko głowę i zauważyłam chłopaka.
Zatrzymałam się i spojrzałam mu w oczy.
- Witaj. - jęknęłam. - Potrzebujesz czegoś?
- Ty jesteś Alfą Mroku?
- Tak, jestem. - uniosłam lekko podbródek. - Zapewne szukasz watahy, czyż nie?
Kiwnął głową.
- Cóż, nie będę cię wyganiać, o szczegółach porozmawiamy w grocie. Pomożesz mi ją nieść?
Podszedł do mnie i wziął Meyrin na ręce, a ja wzięłam jej broń.
Mieliśmy szczęście, że śnieg w większej mierze stopniał.
Dotarłam pod Jaskinię Zbłąkanych Dusz, wszyscy siedzieli przy ognisku i zajadali się jeleniem.
- Aoime, wróciłaś! - krzyknęła Aurora, i rzuciła mi się na szyję.
Poklepałam ją lekko po plecach i odwzajemniłam uścisk.
Spojrzałam na bandaż na nodze Emily.
- O tym porozmawiamy później.
Nikt nie miał większych zadrapań, czy ran, więc było okej.
- Teraz do rzeczy. - podałam Aurorze ekwipunek. - Potrzebuję naprawdę uzdolnionego medyka.
Wywołałam nerwowy szum i szepty. Demira przebiła się przez wszystkich i podsunęła myśl.
- Myślę, że będzie trzeba się ostatecznie zwrócić do wody...
- W takim razie idziemy. - Aurora, pozwól. I Ty, Mins. - przywołałam gryfy. Po jednym dla każdego. Opatuliłam Meyrin w koc i usiadłam z nią na zwierzaka.
- Leć ostrożnie. - szepnęłam.
Wylądowałam przed ogromną jaskinią, która pewnie miała setki korytarzy. Ruszyłam nerwowym marszem, i już nawet ciężar (w sumie, zauważalny, bo moja beta była leciutka) mi nie przeszkadzał.
Na przeciw wyszedł mi nieznajomy mi wilk, ale sądząc, po postawie i po tym, jakim spojrzeniem obrzucały go wilki, można było zauważyć, że to nowy Alfa. Ciekawe tylko, co z Perrie.
- Wiem, jak potoczyły się losy w wojnie, ale potrzebuję naprawdę świetnego uzdrowiciela. Oddam za tą przysługę życie...
- Nie będzie trzeba. - mruknął i wziął dziewczynę na ręce. - Tędy. - i poprowadził mnie przez jaskinię.
Nie wiem, czym zawdzięczałam tę odrobinę dobra, ale byłam mu wdzięczna. Ale, gdy penetrował mnie i moje ciało, miał taki dziwny wzrok... Nie ważne.
Na resztkach sił ruszyłam za nim. Następne godziny spędziłam na nerwowym krążeniu po pomieszczeniu i doglądaniu prac.
- Niestety, jej stan jest niestabilny. Nie można jej jeszcze wziąć. - wyszeptała wilczyca, której futro ze śnieżnobiałego wpadało w lekki błękit, a na szyi miała zawieszony medalion. Zwracali się chyba do niej Rose.
- Przyjdę w nocy. Będę jej pilnować. - rzuciłam.
Wyszłam przed jaskinię. Wszystkie moje ruchy były chaotyczne i co chwilę się potykałam, albo zapomniałam, czego chcę. Ale musiałam załatwić jeszcze sprawę tej burzy... W środku zimy.
- Jak chcecie, możecie już wracać. - wsiadłam na gryfa.
- Lecimy z Tobą. - dosiedli swoich i razem wzlecieliśmy w powietrze.
Najlepszym miejscem do kontrolowania i obserwowanie pogody były wysokie szczyty górskie, niezamieszkiwane przez nikogo, z tego co wiem.
Jednak... wyczuwałam tu nowe zapachy i nową aurę. Wylądowałam na dość szerokim sklepieniu, wilki tańczyły wśród chmur i błyskawic. Przyznaję, że nigdy nie widziałam takiego zjawiska, a wyglądało dość specyficznie.
Zauważyłam wilczycę, która jako jedyna siedziała spokojnie i wpatrywała się w niebo.
- Ej Ty! - krzyknęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz