Zima to piękna pora roku. Jest zimno, szybko robi się ciemno...
Brodziłem w głębokim śniegu idąc w stronę jaskini.
Na miejscu zastałem Perrie.
- Gdzie byłeś.? - Zapytała podejrzliwie.
- Na polowaniu. - Odrzekłem.
- Powinieneś więcej uwagi zwrócić na swoje obowiązki. - Powiedziała ostro.
- Milcz.
- Co.?! - Krzyknęła Alfa.
- Powiedziałem milcz. - Stwierdziłem chłodno.
- Jak śmiesz się do mnie tak zwracać.?
Powietrze w jaskini stało się jeszcze chłodniejsze.
Dobyłem mojego sztyletu.
- Chcesz mojego miejsca.? - Zadrwiła.
- Nie chcę. Ono zwyczajnie mi się należy.
Moja broń pokryła się lodem a ja zaatakowałem. Perrie odparowała mój pierwszy cios, lecz drugi ją dosięgnął. Wbiłem sztylet w jej klatkę piersiową.
- Dlaczego.? - Zapytała jeszcze konając.
- Bo jesteś słaba. - Odpowiedziałem niewzruszony.
Wyciągnąłem z jej ciała sztylet a ta upadła na kolana. W jej oczach zalśniły łzy.
- Opiekuj się tą watahą dobrze, Alfo.
Jej ciało zaczęło znikać zostawiając po sobie krople zamarźniętej wody pomieszanej z krwią. Schowałem moją broń i mentalnie zwołałem wszystkie wilki Wody przed jaskinię.
Pojawiły się w przeciągu 10 minut.
Ustałem wyprostowany w mojej pełnej człowieczej formie ze skrzydłami.
- No więc nastąpiła mała zmiana. Od dziś ja jestem samcem Alfa.
Przez wilki przebiegł pomruk niezadowolenia.
- Co się stało z Perrie.? - Zapytał ktoś.
- Przegrała walkę o swoje stanowisko. - Oświadczyłem chłodno.
Jakaś mała wilczyca zaczęła płakać. Inne wilki były zaskoczone a niektóre nawet przerażone.
- No więc wszyscy się rozumiemy. - Tymi słowami zakończyłem jakże krótkie spotkanie.
Odwróciłem się i już miałem odejść, kiedy w moją stronę od tyłu poleciała wodna kula. Podniosłem rękę zamieniając ja w lód i krusząc.
- Musiałeś to zrobić.? - Syknął wilk imieniem Johny.
- Tak. I następnym razem lepiej zaplanuj atak. - Fuknąłem i odszedłem bez słowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz