Pewnie pomyślicie, że jestem swego rodzaju "cieniasem" albo lalusiem... W walce radziłem sobie dosyć dobrze, alfa mianowała mnie na którąś tam najlepszą osobę pod tym względem, ale nie o to chodzi. Jasne, lubiłem walczyć, czasem nawet pozbawić kogoś życia... Ale bardziej kręcił mnie świat dookoła. Nie wiem, lubiłem samotność, może o to chodzi.
W każdym bądź razie, od szczeniaka uciekałem w las, czy to rodzicom, czy to nauczycielom... Wolałem siedzieć sam. Wilki na ogół są bezwartościowe, nikt nie jest bezinteresowny. Dlatego moim jedynym przyjacielem stała się natura.
Dość o mnie i mojej nudnej, nijakiej przeszłości. Teraz dokonałem wyboru i czas znaleźć sobie miejsce.
Nie wiedziałem zbytnio, gdzie zacząć poszukiwania. Także wyruszając wiosną, zabierając wszystko co mi potrzebne, natrafiłem na koniec krainy dopiero późnym latem. Z tego co wiem, dalej powinny być tereny niczyje. A więc tak minęło parę miesięcy, na wędrówce za dnia i nocy. Ale w sumie... podobało mi się.
I wtedy zobaczyłem po raz pierwszy od dawna istotę ludzką. Kosą kreśliła łuk w powietrzu, by ściąć zboże. Rozejrzałem się dookoła. Było ich więcej. A więc trafiłem na osadę.
Nie mogłem tu zostać. Ostatni, których spotkałem tępili wilki, nie miałem ochoty sprawdzać na własnym ciele, jaki stosunek do nich mają ci.
Pomknąłem za domami i czmychnąłem do lasu. Gdy przestałem słyszeć cały ten zgiełk, zatrzymałem się pod ogromną sosną i przyłożyłem łapę do kory. Była mocno popękana, tchnąłem w nią trochę energii.
Drzewo zazgrzytało, wydało głośny huk, a potem przemówiło głosem, który swoją drogą mroził krew w żyłach.
- Jakieś trzy dni drogi stąd znajduje się wataha Forever Young. Znajdź Kiche. Kieruj się na północny wschód.
I wrócił do swojej "normalnej" formy.
*********
W pewnym momencie poczułem, jakbym przeszedł przez swego rodzaju błonę. "Przyjęła" mnie. Nie odmówiła dostępu. Może potraktuję to jako dobry znak?
Spróbowałem zlokalizować jakiegoś wilka. Najlepiej takiego, który włada ziemią. Byłem tropicielem, więc miałem lepszy węch od innych, a może na odwrót? Miałem dobry węch, więc zostałem tropicielem?
Dosyć silna była woń pewnej wilczycy, skierowałem się w jej stronę. Tak się składa, że przez moje zmęczenie nie zauważyłem, że kończy się pagórek i sturlałem się na dół. Prosto pod łapy śnieżnobiałej wadery, której oczy szkliły się na czerwono.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz