wtorek, 17 września 2013

(Wataha Burzy) Od Accil

Dotarliśmy do przyszłego nowego domu. Było tu wszystko co potrzebne jest do życia, a nawet więcej.
Na początek oblecieliśmy dolinę i zapoznaliśmy się z okolicą. Wspólnie wybraliśmy góry, jako kolejne miejsce zamieszkania. Razem z piorunami runęliśmy na ziemię i cali mokrzy od deszczu stąpaliśmy delikatnie po śliskich skałach. Rozdzieliliśmy się, bo pasmo górskie było bardzo rozległe. Szukaliśmy jakiejś przestronnej jaskini dla siebie. Zawsze lepiej skryć się w ciemnej grocie niż spać pod gołym niebem. 
- Tutaj!- Krzyknęła rozbawiona Eulalia, bo tak właśnie nazwalaliśmy znalezione w lesie szczenię. Dużo urosła przez te dwa lata. 
- Świetnie!- Oznajmiłam z entuzjazmem i potruchtałam do niej by lepiej przyjrzeć się pieczarze. Inne wilki również zebrały się w środku.
Twarz małej rozpromienił śliczny uśmiech. Zawsze była taka ... radosna i zadowolona z życia. Uwielbiała biegać i tańczyć w deszczu, więc w czasie, gdy my omawialiśmy dalsze postępowania, Eulalia bawiła się na zewnątrz. 
- Trochę tu brudno. - Kira rozejrzała się z awersją na twarzy. 
- Mam na to patent. Patrz!- Wyleciałam z jaskini i porwałam z nieba kawał deszczowego tumanu.
- Odsuńcie się!- Ostrzegłam resztę wpychając szary obłok do wnętrza. 
Wydobywały się z niego miliony kropli deszczu, które błyskawicznie obmyły jaskinię z kurzu, pajęczyn i innych syfów, które spływały w dół jaskini a następnie zapadały się w dół góry tworząc wodospad brudnej wody. Jaskinia aż lśniła, wyszliśmy na zewnątrz by napawać nasze patrzałki widokiem sztormu. 
Eulalia skakała po stromych skałach w ludzkiej postaci. Bezzwłocznie podleciałam do niej jako wilk i ujęłam łapami. Usadowiłam na szczycie góry, gdzie podłoże było równe i bezpieczne. Wilki wzleciały w górę i miotały piorunami na wszystkie strony. Wykonywali różne akrobacje w powietrzu, twarze mieli spełnione i napełnione rozkoszą. Pioruny koiły nasz smutek po utracie starego życia i bliskich. 
Kruszynka bez wahania wzbiła się do góry i dołączyła do spektaklu. 

Siedziałam w ciszy na skale i w smutku odgrzebywałam dawne wspomnienia.
- Ej ty!- Z rozmyślań wyrwał mnie jazgot wilczycy z fioletowymi plamami. 
- Czego tu szukasz?- Stęknęłam bez namysłu. 
- Jestem Aoime, alfa mroku.- Zrobiła w moim kierunku kilka kroków 
- Accil, przewodniczka burzy.- Zmieniłam się w człowieka i wyciągnęłam dłoń. 
Na jej twarzy pojawiło się oszołomienie. Pewnie nie spodziewała się po mnie ludzkiej postaci. 
Wadera także pokazała swoje ludzkie oblicze i uścisnęłyśmy sobie ręce. Wydawała się miła. 
- Masz natychmiast przerwać tą zawieruchę!- Pewna siebie wydała rozkaz. 
- Co? Nie ma mowy!-Rozgniewałam się.
- Szkodzisz naszym ziemiom - wyrwała biała wilczyca z tyłu.-przez nieustany deszcz woda zalewa nory gryzoni, które hibernują ... jest zima.- Dodała po chwili. Wilki z mojej watahy zleciały na ziemię i stanęły za moimi plecami. Zamienili się w ludzi.
- Mamy żałobę.- odrzekłam z gniewem.
- Nie obchodzi mnie to!- Aoime ustawiła się do walki.
- A mnie tak!- Warknęłam i stanęłam niebezpiecznie blisko wilczycy.
-Wiesz ile wilków zginęło?- stałam się agresywna. Uderzyłam piorunem jakieś pół metra od wadery, lecz ona nawet nie mrugnęła. Każda z nas zamierzała bronić swojego zdania. Obie szczerzyłyśmy kły i niemalże stykałyśmy się czołami. Malai zrobiła kilka kroków i położyła mi rękę na łopatce. -Poległo wielu...-powiedziała z żalem. - i nie trzeba lać więcej krwi.- Miała rację. Odpuściłam sobie i burza ustała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz