Nie pamiętam prawi niczego. Wiem tylko jak mam na imię i jak się znalazłem pod tym cholernym drzewem. Otóż w tą burzliwą noc na Forever wybiegłem ze swojej kryjówki. Nie pamiętam nawet gdzie była i co mnie podkusiło do biegu w taką pogodę. Zabłądziłem. Znalazłem się chyba granicy watahy ognia i wody, przez co wyczuł mnie chyba jakiś wilk. Zaczął mnie gonić. zawróciłem, jednak ciągle nie widziałem gdzie jestem. Uciekałem tak z pół godziny, więc musiał to być łowca. Biegłem dalej przez ten nieszczęsny las, gdy rozpętała się burza. Nie wiedziałem kompletnie co mam robić. Byłem przemoczony i straszliwie zmęczony, a na dodatek ten łowca się chyba na mnie uwziął. Nie miałem wyjścia. Biegłem dalej. Nagle piorun trafił w drzewo a ja nie zdołałem zrobić porządnego uniku. Trafiło mnie i przygwoździło. To cholerne drzewo. Tamten łowca dogonił mnie, jednak ja już leżałem pod tym ogromnym pokładem drewna.
-Fajnie, drzewo odjęło mi roboty.-usłyszałem.
Tamten wilk pomyślał pewnie że to drzewo mnie zabiło, ale kto by nie pomyślał. Leżałem w kałuży krwi. Po kilku godzinach burza ustała. A ja ledwo żywy, ciągle przygwożdżony do ziemi czekałem jakby to powiedzieć.. Na zbawienie. Znalazła mnie czarno-biała Wilczyca. Była zwiadowcą. Nie wiem w jaki sposób, ale wyczuła jakoś że ciągle żyje. Podeszła do mnie.
-Kim jesteś?-spytała.
-J-ja.. Ja jestem Brisinger.
-A co tu robisz?
-Jak widzisz, leżę.
-A z jakiej jesteś watahy, Brisingerze?
-Ja.. Nie wiem.. Nic nie pamiętam..
-Wychodzi na to że to drzewo odebrało ci pamięć.
-Pomożesz mi?
-A skąd mogę mieć pewność że to nie jest podstęp?
-Jestem bezbronny?
Wilczyca myślała chwilę.
-Dobrze pomogę ci. Oh.. Zapomniałabym. Jestem Miranda
-Miło mi
Wilczyca z całych sił zaczęła pchać drzewo. Za czwartym razem przesunęło się o jakieś pół metra. Miranda walczyła dalej. W końcu udało jej się. Brisinger był wolny. Oboje odetchnęli z ulgą.
-Chodź-powiedziała-zaprowadzę cię do naszej alfy. ona postanowi co dalej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz