Siedziałam, wśród bieli na siedzeniu od drewnianej huśtawki, które oplatały jakieś kwiaty. Wokół mnie był ogród, ale najbardziej dziwne było to, że odnosiłam wrażenie, iż niebo nie powinno być białe, a nie niebieskie. Siedziałam tutaj już od paru godzin i kilka razy natknęłam się na inną kobietę z którą mi się przyjemnie gawędziło.
Jednak nie tylko to się nie zgadzało...
Kim ja byłam i jak się tutaj znalazłam?
Wydawało mi się to bardzo ważne, lecz równie mocno niedostępne.
- Wciąż tu jesteś? - Usłyszałam zdziwiony głos tej kobiety.
Odwróciłam się zaskoczona.
- Co masz przez to na myśli? - Spytałam. - Kim ty jesteś? - Zdałam sobie sprawę, że wcześniej się o to w ogóle jej nie zapytałam. - Co ja tutaj robię? Dlaczego nie powinno mnie według ciebie tutaj być? Kim...
Uciszyła mnie ruchem ręki.
- Za dużo pytań - uśmiechnęła się.
W przeciwieństwie do całego otoczenie, podobnie jak ja wydzielała jakąś ciemność.
- Nie sądziłam, że tak wyobrazisz sobie życie po śmierci - rozejrzała się. - Trochę tu świetliście.
- A to źle? - Zdziwiłam się. - Ale twierdzisz, że nie powinno tutaj mnie być? Dlaczego jeszcze jestem?
- Kolejne pytanie - westchnęła teatralnie. - Jeśli chcesz wiedzieć, to w prawdziwym świecie leżysz w śpiączce.
Machnęła ręką i przed nami pojawiło się lustro, potem zafalowało i pękło, a po chwili ujrzałam tam jakąś jaskinię i... Siebie?
- Hmm... Dlaczego nic nie pamiętam? - Zapytałam.
- Bo to miejsce, choć jest z tobą związane - powiedziała. - To, wciąż tam żyjesz i tam są twoje wspomnienia, podobnie jak ciało.
- Jestem duchem? - Próbowałam wyciągnąć coś zrozumiałego z tych wypowiedzi.
Kiwnęła głową.
- Ale dziwi mnie, że tam już nie wróciłaś - powiedziała. - Co prawda w twoim ciele było ponad 5 razy mniej krwi, niż wynosi granica życia i śmierci, ale już powinno być wszystko dobrze. Może twoje ciało ciebie odrzuca?
- Odrzuca? - Właśnie wydawało mi się, że zaczynałam coś rozumieć, a tu kolejna zagadka.
- Wiesz. uzyskałaś więcej mocy - powiedziała. - Zarówno poprzez przebywanie tu, jak i w tamtym pałacu.
- Pałacu?
- Nieważne - westchnęła. - Niedługo sobie przypomnisz. - Mam dla ciebie ostatni dar.
- Jaki? - Zainteresowałam się.
Podała mi krzyżyk.
- Radę - powiedziała. - I zwracam ci coś, co powinno ci pomóc.
- Dostałaś go jakiś czas temu - wyjaśniła, widząc moje pytające spojrzenie. - Są w nim zapieczętowane twoje moce, ale także z nawiązką. I...
Chwyciła moją rękę, na której była jakaś bransoleta. Po jej dotknięciu rozpadła się na malutkie części, a one nim dotknęły podłoża wyparowały.
- To powinno być lepsze - nasunęła mi na rękę niebieską bransoletę z złotymi ornamentami.
- Dziękuję za to wszystko - powiedziałam.
- Nic nie ma bez zapłaty - odpowiedziała, wciąż uśmiechnięta.
- Zapłaty?
Kiwnęła głową.
- Chciałabym, żebyś zachowała to w tajemnicy, nasza spotkanie - odparła. - Zwykle nie wtrącam się w wasze sprawy.
- Nie chcesz jeszcze czegoś? - Zapytałam się. - W końcu dosyć dużo mi dałaś...
- Jak dają to bierz, jak biją to uciekaj - usłyszałam lekką drwinę w jej głosie, ale jednocześnie pokazała mi, że nie zamierza mnie obrazić. - Skoro już spytałaś, to usłyszałam raz twój śpiew z harfą, mogłabym ją zachować? W końcu za karę siedzę tutaj samotna cały czas. Może muzyka umili mi ten czas. W końcu mogę spotkać kogoś raz na 1000 lat i zawsze ta osoba zostanie moim przyjacielem, bądź przyjaciółką, ale... Nigdy nie wyląduje tutaj ponownie, a zarazem nie może zostawić swojego świata, podobnie jak ja tej wyspy.
- Kim ty jesteś? - Zapytałam.
- Byłam dosyć słynna dawniej - uśmiechnęła się. - Ale boginią nie jestem. Do zobaczenia!
- Jak brzmi twoje imię? - Zapytałam.
- Tajemnica - puściła mi oczko.
Wszystko się rozwiało, a ja otworzyłam oczy. Byłam dokładnie w tym miejscu, co ujrzałam w wizji. To była jaskinia wody...
Ale co ja tu robiłam?
Jak na odpowiedź zalały mnie wspomnienia z ostatniego okresu pobytu w tym przeklętym pałacu.
- Och... Obudziłaś się. Myślałem, że wilki Mroku niedługo wezmą tą jaskinię pod okupację, dopóki się nie obudzisz - powiedział, jakiś męski głos.
Odwróciłam się, bo jeszcze go nie znałam.
- Jestem Alastair - przedstawił się.
- A ja Meyrin - odpowiedziałam, chociaż domyślałam się, że już pewnie zdążył poznać moje imię. - Dziękuję za udzieloną pomoc, jednak muszę już iść, mam nadzieję, że nie sprawiłam wam zbyt dużego kłopotu.
- Jesteś pewna? - Usłyszałam głos wadery o niebieskim futrze. - Dopiero co się ocknęłaś i gdzie się nabawiłaś takich ran?
- Długa historia - powiedziałam uśmiechając się słabo. - Miałam pecha dosyć dużego.
Podniosłam się z posłania.
- Jeszcze raz dziękuję za pomoc - powiedziałam. - Do zobaczenia w przyszłości.
Wyszłam z jaskini i odniosłam dziwne wrażenie, jakby było coś nie tak. Nagle zauważyłam, że miałam zaciśniętą prawą rękę, więc ją rozluźniłam. Była na niej tamta niebiesko-złota bransoleta. Nie wiedziałam do czego służy, ale i tak wyszeptałam cicho:
- Dziękuję.
Zamachałam skrzydłami i lekko się chwiejąc poleciałam w stronę jaskini mroku. Odruchowo zanim o tym pomyślałam zrobiłam się niewidzialna. Teraz chciałam mieć tylko spokój i odpocząć u siebie.
Weszłam do jaskini i prawie nie zwracając uwagi na otoczenie cicho dotarłam do mojej groty i się do niej wślizgnęłam. Nie zmieniło się tam prawie nic, oprócz kurzu, który przybył.
Skrzywiłam się lekko, ale na dzisiaj postanowiłam dać sobie z tym spokój.
Rzuciłam się na pościel łóżka.
Jeszcze tylko muszę podziękować tym, którzy mnie uratowali i mogę zapomnieć o tamtym przeklętym miejscu.
Chwyciłam łańcuszek z krzyżykiem i się mu przyjrzałam.
Prosty i ciężki, bez szczególnych zdobień, ale zarazem elegancki.
Samą siłą woli dźwignęłam się z łoża i podeszłam do szafki z ubraniami, a potem wyjęła strój, który pełnił funkcje piżamy i ręcznik.
Zeszłam do mojej prywatnej groty i rzuciłam to na grunt, a następnie szybko się wyczyściłam w źródle, a potem ubrana już wróciłam na górę i położyłam się spać.
Miałam dziwny sen...
Ujrzałam w nim moją starą przyjaciółkę. Dawno o niej nie myślałam. Może dlatego, że jej usposobienie mnie przerażało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz